top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraPiotr Kanikowski

1. Sprowadzam do domu fretkę z AA i ADHD

64 metry kwadratowe plus balkon, nieciekawe meble, jeden nudny facet, zero myszy, zero much, szczątkowe ofiranakowanie okien... Po kilku miesiącach przebywania w takim mieszkaniu koty są tak bardzo znudzone, że właścicielowi robi się głupio. Fred kilka razy dziennie staje pod drzwiami i przeciągłym "mrauuu" sugeruje, by go wypuścić do koleżanki (zaprzyjaźnił się z wątłą pelargonią wegetującą na półpiętrze). Czasem ulegam. Częściej odmawiam. Wtedy patrzy na mnie z niedowierzaniem: "Jak można być aż takim nudziarzem..."

Jestem wrażliwym człowiekiem, więc przeszyty kilka razy takim spojrzeniem poczułem się zobowiązany zapewnić rozrywkę i jemu, i Ginger. Myślałem o ładowanej przez port USB interaktywnej rybie poruszającej ogonem w sposób nieodparty dla kota, ale z troski o domowy budżet zdecydowałem się na - również interaktywną, ale o połowę tańszą - fretkę biegająca i podskakującą dzięki zmyślnej maszynerii zasilanej dwiema bateriami AA.

Fredka pochodzi z Chin. Jest z nami od kilku dni. Szczerze mówiąc, średnio się sprawdza jako animatorka zabaw. Rzężąc i turkocąc kręci się po mieszkaniu, obija o meble i ściany i w sumie robi więcej zamieszania niż dwa (grzeczne - tak powiedziała Pani Weterynarz) koty. Ginger i Fred początkowo traktowały ją z życzliwym, ale umiarkowanym zainteresowaniem. Do figli, na które liczyłem, nie doszło, jeśli nie liczyć paru nieśmiałych pacnięć łapką i lękliwych podskoków. Nie dziwię się ich zdystansowaniu, bo jak się nie wie o tym mechanizmie na bateryjki AA, to Fredka robi wrażenie zdrowo szurniętej. Koty owszem, trochę się za nią snuły, potem tylko wodziły wzrokiem, teraz kompletnie ją ignorują.

Gdy łapię doła, to puszczam sobie Fredkę i patrzę, jak wali łbem w ścianę. Tak próbujemy razem przetrzymać Freda, który znowu siedzi pod drzwiami i miauczy, aby go puścić do pelargonii.


64 square meters plus some balcony space, uninteresting furniture, one boring bloke, zero mice, no flies, a merely rudimentary rig of window curtains...

Having spent a couple months in an apartment like this the cats are so bored that their owner has to feel ashamed. Fred - a number of times a day, at that - would approach the door and signal with an extended meow that he would very much like to pay his lady neighbour a visit, thank you very much (as he befriended a somewhat frail pelargonium inhabiting the mezzanine level). At times I yield. Mostly, though, I refuse. Whenever I do, he stares at me with utter disbelief: "How can you be such a bore..."

I am a sensitive person. Therefore, pierced with a gaze like that a time too many, I felt obliged to provide some amusement both to him and to Ginger. My initial idea was a USB-charged interactive fish, shaking its tail in a manner irresistable to a cat. Having my household expenses in mind, though, I opted instead for a half the price, drumroll, a ferret - prancing and bouncing around thanks to some ingenious contraption powered by two AA batteries.

The ferred comes from China. It has been with us for some time now. Truth be told, it is rather underwhelming in its capacity as an animator of feline activity. As it wheezes, rumbles and stumbles around the flat, it keeps bouncing against the walls and furniture, and overall there is more commotion caused by it than by the two (well behaved, as observed by Miss Veterinary) cats.

Ginger and Fred have initially considered it with a polite, albeit moderate interest at first. The merry playfulness I so hoped for failed to ultimately manifest, however, except for some humble patting with a paw and rather doubtful hopping. I shouldn't be surprised with such a display of feline indifference, really. After all, if you are not aware of the AA-powered contraption, the Ferred does seem quite an odd fellow indeed.

The cats, well, they did follow it a little, initially, then they merely followed it with a lazy eye for a while, and currently they just outright ignore it. Whenever I feel down, I unleash the Ferred and watch it smash its head against the wall. That is how we attepmt to outwait Fred, who again skulks at the doorstep and meows out to let him visit the pelargonium.


Marcin, dziękuję za tłumaczenie na j. angielski




29 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Opmerkingen


Post: Blog2_Post
bottom of page