Przywykłem, że z nocnych spacerów po klatce schodowej Fred znosi do mieszkania co mu się nawinie. Na początku były to głownie listki ze smutnej roślinki dogorywającej w doniczce na trzecim piętrze. Potem wśród kocich łupów pojawiły się między innymi: dwie przecięte trytki (biała i brązowa), różowa bryłka mogąca być wyżutą dawno temu gumą do żucia, kawałek zielonej folii niewiadomego przeznaczenia, kłąb zakurzonych pajęczyn, dwudziesocentymetrowa papierowa taśma spod jakiejś naklejki, truchło żuka i przywiedły mleczyk. Fredzio ciągle stara się mnie zaskakiwać, choć - jak widać po powyższej liście - nie jest to łatwe. Kiedy dziś rano zwlokłem się z łóżka na podłodze w przedpokoju leżała całkiem spora kula tłuszczowa z pokarmem dla ptaków. Nie mam pojęcia, skąd mój kot wytrzasnął coś takiego na progu lata. "Jedzenie znosi na trudne czasy" - sugeruje mi w esemesie moja siostra. Ok. Obrobił karmnik? Dlaczego nie delikatesy?
top of page
Post: Blog2_Post
bottom of page
Comments