Dotąd to ja znosiłem jedzenie dla całej rodziny. Podejrzewam, że Fred jako drugi samiec w nudnym mieszkaniu mógł czuć się z tym mało komfortowo. Dziś w nocy coś w nim pękło. Obudził mnie i poprosił o uchylenie drzwi na klatkę schodową. Wyszedł. Długo go nie było. Wrócił niosąc w pyszczku uschnięty listek. Położył go w przedpokoju i usiadł. Przyszła Gigi i usiadła obok listka. Przyszedłem ja i usiadłem na podłodze, zamykając krąg.
Fred popychał listek łapą, żeby pokazać, że wcale nie jest taki bardzo martwy, i rzeczywiście, listek się poruszał, szeleścił.
Pogłaskałem Freda. Poszedłem spać.
Kiedy się obudziłem, po listku nie było śladu.
Comments