Koty zagryzają nudę. To na razie tylko teza do zweryfikowania. Coś mi jednak mówi, że w nudnym mieszkaniu je się więcej niż w mieszkaniu, w którym da się wspinać po firankach, wczołgiwać pod obrusy i dywany albo uganiać po salonach za myszami. Zasada Pjotruski. Najprawdopodobniej zasada Pjotruski stosuje się również do ludzi, bo spójrzcie na mnie.
Kwestie żywieniowe zawsze były w naszym kocio-ludzkim kolektywie bardzo istotne. Próbując zgłębić gust Ginger i Freda metodą prób i błędów, zgromadziłem w szafce w kuchni kilkanaście różnych rodzajów karmy. Większość jest, zdaniem moich kotów, niejadalna. Jedna im posmakowała.
Producent pisze, że to karma z kurczakiem i warzywami, choć jak człowiek widział kiedyś kurczaka i warzywa, to nie rozpozna co jest co. Głupstwo. To nie jest karma dla ludzi. Ważne, że koty się orientują. Kupiłem przez internet o okazyjnej cenie czternastokilowy worek tego przysmaku.
Worek od miesiąca zalega w pokoju, bo ledwie go napoczęliśmy okazało się, że kotom - głównie Fredowi - zmienił się gust. Niespodziewanie Fredzio zaczął preferować karmę tej samej firmy, ale z wołowiną i warzywami. Metodą porównawczą ustaliłem, że wołowina to są te czewone brykieciki. Proste a genialne, prawda? Zielonym kolorem pomysłowy producent oznaczył prawdopodobnie groszek, a pomarańczowym - marchewkę. Nie mam pojęcia, co udają brązowe kulki łudząco podobne do króliczych bobków. Na opakowaniu karmy nie znalazłem informacji, że mieszanka zawiera dodatek królika. Ale może zwyczajnie zalęgły im się dzikie króliki w hali produkcyjnej.
Z karmy z wołowiną i warzywami Fred zjada wszystko poza wołowiną. Po posiłkach przesypuję więc wzgardzone czerwone brykieciki do woreczka dla Ogryzka. Przedwczoraj, gdy chwlowo nie miałem nic lepszego do roboty, przyszło mi do głowy, że mógłbym ułatwić Fredziowi sprawę, przebierając resztę karmy z opakowania i odrzucając niejadalne składniki mieszkanki. A u mnie od pomysłu do przemysłu droga krótka.
Kot kompletnie nie docenił mojego zaangażowania. Po nasypaniu mu do miseczki wyselekcjonanej specjalnie dla niego karmy obwąchał ją podejrzliwie, skubnął z wyraźną niechęcią i odmaszerował od stołu. Także potem manifestował, że miks kolorów mu nie odpowiada i nie zamierza wprowadzać go do swojego przewodu pokarmowego. Po dosypaniu do miseczki odłożonej dla Ogryzka wołowiny Fredziowi wrócił apetyt. Zjadł wszystko jak leci. Poza, oczywiście, czerwonymi brykiecikami.
Coś z nimi jest nie halo. Jednocześnie bez nich coś nie halo jest z całą resztą. Dojrzewam do tego, by rozgryźć sprawę organoleptycznie. Przy okazji sprawdzę, o co chodzi z tymi brązowymi kuleczkami.
Comments