Ginger bawi się silikonową zatyczką do uszu. Prycha na Freda, który przerwał poranną drzemkę na fotelu i mową ciała sygnalizuje, że chętnie dołączyłby do zabawy. Ale tym razem Gigi chce się bawić sama. To dość niezwykłe. Jeśli dobrze słyszę, już nie tylko prycha - także powarkuje cichutko. Bierze zatyczkę w zęby i ucieka wgłąb mieszkania. Fredzio biegnie za nią. Przynoszę mu drugą zatyczkę, ale on najwyraźniej chce tej samej co Gigi. Kroi się grubsza awantura.
Tak teraz mam. Mija pół roku odkąd Gosia i Piotr zostawili u mnie kocie znajdy wyjęte z czarnej reklamówki, którą ktoś zawiesił nocą na płocie pod ich domem. Ginger i Fred – trochę jak dzieci, których nigdy nie miałem – wywróciły moje życie do góry nogami.
Lubiłem spać – nauczyły mnie wczesnego wstawania, bo niemal od początku kładły się ze mną do łóżka. Narzuciły mi swój rytm, wędzidło. Rano mała Gigi dotykała łapką lub główką mojej twarzy. Albo wsuwała się pod kołdrę, by, mrucząc i ugniatając nóżkami skórę, zlizywać słony pot z pachy. „Już szósta. Niemożliwe, że chcesz jeszcze spać” - łaskotała. Chwilę później Fred rozpoczynał swe tryumfalne tańce na obudzonym człowieku.
Problem pogłębił się wraz ze zmianą czasu z letniego na zimowy, bo koty nie zorientowały się, że ludzie przesunęli wskazówki zegarów o godzinę do tyłu i szósta stała się piątą. Gigi budzi mnie odtąd jeszcze wcześniej: „Już piąta. Niemożliwe, że chcesz jeszcze spać”. Co gorsza, zamiast przytulanek i porannych tańców po kołdrze, coraz częściej powtarzają się wrzaski, że wszystkie drzwi pozamykane, a trzeba pilnie sprawdzić, co u pelargonii z półpiętra, osiedlowych kosów, much i gołębi. Stąd zatyczki do uszu.
Dużą nadzieję wiążę z nocą z 27 na 28 marca, kiedy nastąpi kolejna zmiana czasu. Zyskam godzinę na sen. O ile koty nie uznają, że skoro tak dobrze się nam wstaje o piątej, to nie ma co kombinować z zegarkami.
Comments