Ogłaszam definitywny koniec eksperymentu z wychowaniem kotów. Z mojego doświadczenia wynika, że w odróżnieniu od psa kot robi wyłącznie to, co chce, i wszelkie próby zmuszenia go do zachowań sprzecznych z jego wolą w dłuższej perspektywie są skazane na porażkę.
Weźmy na przykład Gigi. Była jeszcze malutkim kotkiem, kiedy dostrzegła we mnie brakujący łącznik pomiędzy stołem a szafkami zawieszonymi na ścianie w kuchni. Zanim zdążyłem się zorientować, rzuciła się ze stołu na moje plecy i zawisła na pazurkach. Odruchowo próbowałem ją z siebie zrzucić, okręcając się jak karuzela. Ale choć miałem po swojej stronie grawitację, Gigi, zamiast odpaść, zakotwiczyła się mocnej wszystkimi kończynami, co wymusiło zmianę strategii. Tak nauczyłem się, że kiedy kot ląduje ci na plecach, najlepiej od razu zgiąć się w pół. Tak mnej boli: Gigi podciąga się na bark i w następnym ruchu zgrabnym susem zajmuje punkt widokowy na szafkach pod sufitem. Odtąd ćwiczymy to w nieskończoność.
Oczywiście, na początku starałem się wyjaśnić kotu, że nie robi się takich rzeczy człowiekowi. Wlepiała we mnie wielkie oczy, w których niewinność mieszała się z zaskoczeniem. Mówiłem stanowczo „Nie!”, „Nie!”, „Nie!”, jak radzą specjaliści od cyrkowej tresury zwierząt domowych. Grochem o ścianę. Latem Gosia pokazała mi, jak mityczna Superniania poskramia rozdokazywane dzieciaki. Metoda polega, z grubsza, na delikatnym, ale stanowczym przytrzymaniu łobuziaka w objęciach przez minutę, aby miał czas ochłonąć. Nazywa się to „karny jeżyk”. Okazuje się, że po kocie „karny jeżyk” spływa jak woda po gęsi.
Stanęło więc na tym, że kiedy robię sobie coś do jedzenia, oglądam się przez ramię, czy Gi nie przymierza się do skoku. Ewentualnie, jak się uda, zamykam drzwi, zanim Ginger z Fredem zdążą wparować za mną do kuchni.
Lista moich pedagogicznych porażek jest długa. Oba koty bez krępacji pakują się na blat, gdy szykuję jedzenie. Wąchają i liżą masło. Budzą mnie żałosnym miauczeniem przed piątą rano. Rozchlapują wodę z miseczki po ścianach oraz podłodze. Za dnia uporczywie spacerują po klawiaturze laptopa. Wygrzewają pupki na routerze. Od czasu do czasu lubią wywlec sobie coś ciekawego z kosza na śmieci. Pazurami przeganiają mnie z fotela, kiedy zechce im się kimnąć na chwilę. I tak dalej.
Dlatego z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że w praktyce wychowanie kota sprowadza się do robienia ustępstw. Niedorzeczny jest pomysł, aby - jak z psem - ustalić zasady i starać się ich trzymać. Nie da się. Posłuchajcie praktyka: jeśli kot czegoś chce od człowieka, to najlepiej od razu zgiąć się w pół - będzie mniej bolało.
コメント