top of page

52. Ginger i Fred poznają Ogryzka.

  • Zdjęcie autora: Piotr Kanikowski
    Piotr Kanikowski
  • 23 sie 2021
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 30 wrz 2021


Wybraliśmy się z Ginger i Fredem na wywczasy do Olszanicy. Niefrasobliwie, niczym harcerz w pokrzywy, wlazłem z kotami na terytorium kontrolowane przez Ogryzka.

ree

Ogryzek urodził się jako Sokół. Swoje dumne imię stracił razem z ogonem, gdy za młodzieńczych lat wyprawił się nocą na polowanie do stodoły sąsiadów. Wpadł w łapkę na szczury. Przez wiele godzin próbował uwolnić się z potrzasku. Zdarł sobie sierść na ogonie. Nigdy już nie odrosła. Ten w połowie goły, poharatany żelazem ogon, pogryzione uszy i przykryte niedbale sztywnym futrem strupy na czaszce składają się na emploi Ogryzka. Kiedy rozkołysanym krokiem idzie przez podwórko jest trochę jak chłopaki spod sklepu u Lulka a trochę jak traper, który właśnie położył niedźwiedzia grizzly, i wyszedł z gęstwy na słońce, by szybciej zasychała krew z ran. Jego zakapiorski wygląd budzi szacunek u sąsiadów, którzy prowadzą nękane plagami gospodarstwo rolne, ale Ogryzek za swój rewir uważa także wymuskany ogród mojej mamy z całym tutejszym inwentarzem: kretami, nornicami, myszami i ptactwem.


Rewir, wiadomo, drażliwa rzecz. Podczas naszego pobytu w Olszanicy doszło na tym tle do paru spięć między Ogryzkiem a Ginger i Fredem. Moje koty chętnie bawiły się w ogrodzie Marysi, kiedy tylko nadarzyła się okazja – otwarte drzwi lub okno. Na Ogryzka pierwszy natknął się Fredzio. Nie dość, że na dzień dobry dostał łapą w nos, to jeszcze został pogoniony przez psa, który lojalnie poderwał się, by bronić starego kocura. Potem skryty w kępie jałowców Fred przyglądał się, jak niezadowolony z najścia Ogryzek wraca na wygrzane miejsce i, opukawszy trawnik ogonem, powoli układa się do przerwanej drzemki.

ree
ree

Ten incydent nie odwiódł młodziaków od prób sprawdzenia, co za stworzenie tak intrygująco wygląda i pachnie. Jedyne koty, z jakimi Gigi i Fred miały wcześniej kontakt, to ciekawski tłusty Jasiek i pozujący na matuzalema, polegujący w wiklinowym koszyczku, Pan Kot mojej sąsiadki. Druciana siatka, jaką w trosce o życie i zdrowie obojga pupili obwiodła balkon, poważnie ogranicza możliwość interakcji, więc koty albo wgapiają się w siebie bezmyślnie, albo niezbyt grzeczne prychają przez stalowe oka. Jeśli balkon jest jak zoo, olszanicki ogród przypomina safari, a Ogryzek dzikie zwierzę, nie zepsute jeszcze przez cywilizację.


Podczas naszych wywczasów to Fred, to Gigi, na zmianę próbowały się do niego podkraść w celu dokładniejszego obwąchania. Niemal każde podejście kończyły rejteradą w krzaki. Ich życzliwe zainteresowanie nie robiło na Ogryzku najmniejszego wrażenia. Do końca wyjazdu na widok moich kotów unosił wargi, prezentując nadspodziewanie dobrze zachowane uzębienie, a z jego gardła wydobywały się lwie pomruki. Nie przeszkadzało mu to łasić się do mnie o ich karmę.


Być może posądzając go o brak godności jestem niesprawiedliwy. Honor u kota potrafi objawić się w zaskakujący sposób. Na przykład któregoś dnia wchodzę do pokoju Grzebyków, a na fotelu, na którym zwykł zasypiać Fred, śpi zwinięty w kulkę Ogryzek. W miseczkach z suchą i mokrą karmą pusto. Woda wypita co do kropelki. Nie prosił. Nie miauczał. Nie łasił się do pańskich nóżek. Wziął swoje. W końcu jak rewir, to rewir.



ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

 
 
 

Komentarze


Post: Blog2_Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

784604641

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn

©2021 by Głupie zabawy są głupie. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page