Malowanie mieszkania z kotami to jest wyzwanie logistyczne Myślałem, że po prostu zamknę się przed nimi w jednym pokoju i będę malował. Niech miauczą, drapią - nie wpuszczę. Ale okazuje się, że kiedy człowiek maluje, to od czasu do czasu zachodzi potrzeba przepłukania wałka w łazience. A koty, jakby od początku wiedziały takie rzeczy, warują pod drzwiami. Głupi człowiek idzie przepłukać wałek, a one wtedy myk myk i już są w środku. No, niezły bajzel, myślą z uznaniem, i natychmiast sprawdzają, co to za farba została w kuwecie. Wyłapać je trudno, bo człowiek ma ręce upaćkane farbą i dodatkowo ogranicza go wałek, który niósł do przepłukania, i którego nie da się od tak odłożyć na bok. Nie mówiąc już o tym, że kot to zwierzę przebiegłe i zwinne, a brezent, którym nakryłem meble, jest dla nich wymarzoną kryjówką.
Biorąc pod uwagę te okoliczności, białą plamkę na nosku Ginger i przefarbowane końcówki wąsów uznałbym za drobiazg niewart wzmianki, gdyby nie to, że malownie wciąż trwa. Zostało mi jeszcze półtora pokoju oraz przedpokój, więc wszystko się może zdarzyć. Koty się dzisiaj uśmiechają, ale jakoś tak krzywo.
Comments