Owszem, Ginger i Fred lubią sobie parę razy w ciągu dnia wyskoczyć na balkon. W żadnym zdrożnym celu. Popatrzą na ptaki, na owady, poleżą w słońcu i wracają. Bądź co bądź z pyszczków nie zalatuje im papierosami. Tak. Nie sądzę, aby popalały po kątach. Bo i jak. A jednak choć żadne z naszej trójki nie pali, to dzisiaj po przebudzeniu zobaczyłem na podłodze przy łóżku klasycznego peta: pomarańczowy filtr Rothmansa z mniej więcej półcentymetrową nadpaloną resztką papierosa właściwego.
Balkon był całą noc otwarty, więc któreś musiało znaleźć to tam. Żadne, oczywiście, się nie przyznaje. Obchodzą peta szerokim łukiem. Udają, że go nie widzą. Kładą się w kącie i patrzą, co zrobię.
Spuszczam peta w toalecie. Uznaję, że pogadanka na temat szkodliwego wpływu nikotyny na żywe organizmy byłaby przesadą. Jest niedziela i żałuję przez chwilę, że jest niedziela, a my nie mamy w mieszkaniu chociażby farb do malowania palcami, bo moglibyśmy zabrać się wspólnie za plakat o walce z uzależnieniami. W ten sposób postąpiłaby moja nauczycielka plastyki w podstawówce (co absolutnie nie przeszkadzało jej kurzyć jak smok podczas przerw). Po namyśle postanawiam dać sobie spokój z plakatami. To dobre dla dzieci. U kotów zmysł słuchu jest znacznie bardziej rozwinięty niż wzrok. Pedagogiczne spełnienie czuję dopiero, gdy odnajduję w internecie nagrane z kaszlem palacza. Zapętliłem. Słuchamy.
Comments