Szósta rano. Niedziela. Chciałbym jeszcze spać, ale dla kotów to pora na pierwsze głupie zabawy. Tym razem Gigi wyciąga mnie z łóżka, cicho ale konsekwentnie popiskując z łazienki. Siedzi w wannie. Gdy wchodzę, przymyka oczy, jakby raziło ją nieprzyjemnie ostre elektryczne światło. Po nocy jej oczy nadal są czarne, niemal w całości schowane za połyskliwą źrenicą, i minie chwila zanim na powrót staną się miodowo żółte. Na mój widok, kładzie się na chłodnej emalii, nadstawiając do głaskania głowę i bok.
W niektóre poranki pierwsze zabawy są właśnie takie. To wodzenie zasuszonym źdźbłem trawy po podłodze, leniwe gryzienie palca albo patyczka do uszu, przesmykiwanie się pomiędzy dłońmi po szafkach i stołach. Wystarcza wpatrywanie się w słońce przelewające się przez kontur rolety.
Fred budzi się i wolno podnosi z koca przy otwartym oknie. Śpiewają kosy. Przez chwilę patrzy w tamtą stronę, nie reagując na swe imię, a potem obraca się i przeskakuje do Gigi na fotel. Muskają się główkami, czule, jak stare małżeństwo. Przysiada zaspany, poziewuje, a ona liże go przy uchu.
Bywa zupełnie inaczej. Na przykład ja desperacko usiłuję dośnić jakiś sen, a one uganiają się za sobą po pokojach, tak wybierając trasę, by za każdym razem przed wbiegnięciem na balkon stratować moje łóżko. Albo urządzają sobie polowanie na wysuniętą spod kołdry stopę. Jako budzik sprawdzają się też wariackie zapasy. Mógłbym zignorować harmider, ale kiedy Gigi - nieco mniejsza, słabsza i subtelniejsza od brata – zaczyna popiskiwać i prychać, muszę wstać, aby jej bronić.
A teraz patrzę na nudne mieszkanie, na pokój w kartonowych trocinach z kolejnego pudła pogryzionego przez Freda, na turlane przez przeciąg kule z kłaczków i kurzu, na ziarna żwirku wokół kuwety i wyschniętą na wiór mokrą karmę w miseczkach. Na mokry ślad kocich łap wiodący z łazienki na balkon. I mógłbym pójść tym tropem, ale jest niedziela. Łóżko, wciąż niezaścielone, przyciąga jak magnes. „W niedziele, to nie widać mnie za wiele, się nie golę, chromolę” - śpiewa mi w głowie Wojciech Waglewski.
Comments