top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraPiotr Kanikowski

4. Uprawiamy jogging na klatce schodowej

Kot skazany na przedłużający się pobyt w nieciekawym mieszkaniu z nudziarzem przyklejonym do klawiatury prędzej czy później orientuje się, że coś jest na zewnątrz. W ślad za tą refleksją odkrywa szczelinę na granicy światów. Ta szczelina pojawia się na moment, kiedy on wychodzi po zakupy lub za innymi ludzkimi sprawami. Drugi świat sączy się przez nią: obce odgłosy, nieznane zapachy, inne światło - z innych lamp; inna ciemność, rześkie podmuchy powietrza. Nawet jeśli kot się boi, zasysa go w końcu różnica ciśnień. Fred reaguje na szelest kurtki. Kiedy ją zakładam albo kiedy zawiązuję buty lub biorę klucze z szafki, ustawia się pod drzwiami. Czeka. Uchylam szczelinę a on wybiega sprytnie między moimi nogami na półpiętro do usychającej pelargonii Bąków. Przez chwilę tuli się do niej, zbiera z doniczki uwiędłe listki, a potem, dostrzegłszy mnie wchodzącego powoli po schodach, zeskakuje na posadzkę i kładzie się, jakby do zabawy, na plecy, z wyciągniętymi w moją stronę łapami. Muszę przy nim przykucnąć, pogłaskać wijącego się po lastriko kota, wziąć go na ręce i znieść, zwiotczałego rozczulająco, do mieszkania. Ginger do niedawna nie brała udziału w tym rytuale. Szczelinę obserwowała z bezpiecznej odległości. Widziała jak z Fredem wychodzimy i jak za chwilę wracamy. To jej wystarczało. 'Warto było?" - patrzyła z przyganą na brata. Marszcząc nosek, wąchała obcy kurz na jego futerku. Nie podobał się jej ten zapach. Kilka dni temu obcy świat zassał ją po raz pierwszy. Wymknęła się za bratem, kiedy rano wychodziłem wyrzucić śmieci. Z Ginger wszystko jest jednak o wiele bardziej skomplikowane niż z Fredem. Jeśli ona wbiega na schody, to nie dla przytulasków z przywiędłą lafiryndą na półpiętrze, ale dla prawdziwej uciechy. Chociażby dla zabawy w ganianego z człowiekiem. Gigi nie kładzie się na lastriko i nie wiotczeje jak opos. Ucieka przede mną wciąż wyżej i wyżej. Tak mijamy kolejne kondygnacje - ona zaintrygowana nowymi możliwościami, ja przeklinający w duchu samego siebie za niedomknięte w porę drzwi. Bo już załapałem na czym polega ta gra. Ona zatrzyma się dopiero, kiedy dotrze do ściany przed strychem. Gdybyśmy mieszkali w Pałacu Kultury i Nauki, musiałbym ją ściągać z iglicy. Mój blok ma na szczęście tylko cztery piętra. Klatka schodowa kończy się składowiskiem starych mebli i rupieci. Piętrzą się pod sam sufit, tu i ówdzie spowite już pajęczyną. Ginger na ten widok zapalają się ogniki w oczach. Odwraca się w moją stronę i patrzy jak gramolę się po stopniach, łapiąc oddech. Jej oczy mówią: "No dobra, finito. Widzę, że masz dość biegania. Teraz będziemy się bawić w chowanego". A cat condemned to a prolonged stay in an uninteresting flat inhabited by a boring guy who's glued to a keyboard will sooner or later become aware that there's something out there.

Having made that observation the cat will then discover the crevice between the worlds. Said crevice would appear for the briefest of moments when that guy is going out to get the groceries, or to pursue some other form of human activity. That's when that second world starts seeping in: unknown sounds, foreign scents and a different light; a light from a different lamp, a different dark, too, and a rush of new air. Even if the cat is afraid, it will be ultimately sucked in by the difference in pressure.

Fred reacts to the rustling of my jacket. Whenever I put it on, or whenever I start tying my shoelaces, he positions himself at the door. He waits. I open the crevice - and he darts between my legs, out into the mezzanine, to the dessicated pelargonium, property of the Bąks, the neighbours. He cuddles with it for a while, he gathers dried-out leaves from the pot, and then - having noticed me as I slowly climb the stairs - he leaps down onto the floor tiles and stretches out onto his back, as if ready to play, paws extended in my direction. My job is to squat by, pet the cat as he writhes on the terrazzo, lift him up into my and carry him down, comfortably limp, back to my apartment.

Ginger did not partake until just recently. She used to study the crevice from a safe distance. She used to watch me and Fred leave and return shortly afterwards. That used to be good enough for her. "Was it worth it?" - her stare at her brother used to be as much questioning as disapproving. Wrinkling her little nose, she used to sniff the foreign dust on his fur. She used to be not fond of that smell.

A few days ago the alien world has sucked her in for the first time. She darted away in her brother's wake as I was getting out in the morning to take out the garbage. With Ginger, though, everything is much more sophisticated than with Fred. If she's running up the flight of stairs, it's not to the mezzanine for a tête-à-tête with some pelargonium of ill repute. She wants the real deal. Even if it's to play with a human being.

Gigi won't just hit the terrazzo and then go limp like a sack of potatoes. No - she'll send me on a merry chase higher and higher. We'll then ascend a floor after another: she, intrigued by the opportunity, and me, cursing myself silently for being not quick enough with the door. That's because I've already figured out what this game is all about. It's about her coming to a halt only when the wall just before the attic is reached. Had we lived in the Palace of Culture and Science, the capital's signature high rise, I'd have to scoop her off the top of the spire.

Fortunately enough, my apartment building is only four floor's tall. The staircase is topped off with a deposit of old furniture and junk, all piled up to the ceiling, and partially obscured by cobwebs.

Sparks of mischief light up in Ginger's eyes as she takes in the view. She turns back to watch me lumber up the stairs, catching my breath. Her eyes are telling me: "All right, tag's off. I can see you're not into running. It's hide and seek time." Marcin, dziękuję za tłumaczenie na j. angielski.



6 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


Post: Blog2_Post
bottom of page