Nasz kocio-ludzki kolektyw musi iść z duchem czasu. Karol Marks pisał: „Każdy krok rzeczywistego ruchu jest ważniejszy niż tuzin programów”. Jeśli chodzi o głupie zabawy, staram się zgodnie z zaleceniem towarzysza Marksa nie teoretyzować, tylko zaświadczać czynem, że ja, Gigi Fred nadążamy za wyzwaniami teraźniejszości. Co tu dużo mówić - wypatrzyłem w sklepie papierniczym zestaw pluszowych koronawirusów made in China we wszystkich kolorach tęczy. Biedronka spokojnie mogłaby je opylać klientom jako gang słodziaków za gruby hajs a tu, proszę, leżą sobie na półce, nie wzbudzają histerii u przechodzących obok klientów i – co też ważne – nie onieśmielają ceną jak lisek Lucuś czy sarenka Hania. Akurat miałem sześć dziewięćdziesiąt w kieszeni, kupiłem, niech koty wiedzą, czym od roku żyje ludzkość. W domu, Ginger i Fred przyleciały od razu, jak zawsze gdy wracam z zakupów. Wyciągnąłem im z folii po koronawirusie na zachętę, ale Gigi chyba kolor nie odpowiadał, bo z miejsca zabrała się za rozpakowywanie reszty. Fred chwycił swojego w zęby i zaniósł do kącika z butami, który od kilku dni służy mu za przechowalnię zdobyczy. Położył. Przez chwilę przyglądał się, co z tym zrobić. Pacnął łapką, poturlał po podłodze, przygryzł, zostawił, poszedł po drugiego, po trzeciego i czwartego - założył koronawirusom rodzinę. W tym czasie Ginger zapomniała o koronawirusach, bo pochłonęła ją zabawa z folią, która intrygująco szeleściła i połyskiwała w słońcu wpadającym przez okno. Gdy oprzytomniała, trzy czwarte zestawu leżało obok Freda przy butach. No to strzeliła focha. Siedzi obrażona za kanapą. Oj, dałby jej towarzysz Marks za ten burżuazyjny stosunek do własności.




Comentarios