Mucha to rozrywka prosta i tania. Ale zarazem o tej porze roku wciąż rarytasik. Ucieszyłem się, kiedy podczas poobiedniej przebieżki po klatce schodowej Fred wypatrzył jedną, dość tłustą, na szybie. Bez problemu dała się złapać i zanieść do mieszkania, gdzie na nasz powrót czekała Ginger.
Wypuszczona z dłoni nowalijka nabrała wigoru i dalejże, jak to muchy, latać pod sufitem, co natychmiast aktywowało w kotach instynkt łowiecki i tryb cyrkowy. Zanim zmęczona przysiadła w salonie, moje dwa domowe asy awiacji zrobiły spontaniczny przegląd akrobacji lotniczych. Była pętla, świeca, ślizg na ogon, przewrót, wywrót, zwrot bojowy – niemal wszystko może poza beczką oraz opadaniem liściem. A przy tym cały czas synchronicznie poruszały głowami, wodziły za muchą wzrokiem i strzygły uszami. Ginger aż popiskiwała z emocji.
W salonie mucha wylądowała na ścianie nad oknem, wystarczająco wysoko, aby Gigi i Fred nie mogły do niej doskoczyć. Koty, oczywiście, próbowały, a gdy dotarło do nich, że cel znajduje się poza zasięgiem, przysiadły na parapecie z głowami zadartymi do góry. Czekały. Mucha nie rwała się do lotu. Coś tam sobie po muszemu robiła. Lizała nóżki albo obciągała skrzydełka. Prowokacyjnie. Więc w końcu Ginger i Fred położyły się, udając, że może sobie robić co chce, bo - jeśli o nie chodzi – już po zabawie.
Głupia mucha dała się na to nabrać. Przeleciała ze ściany na szybę, na co Ginger błyskawicznie poderwała się z parapetu, wyciągnęła łapę i docisnęła ją do okna. Kotka zastygła na sekundę, niepewna następnego ruchu. Wtedy Fred, zupełnie nie po gentelmeńsku, spróbował odebrać siostrze zdobycz. Oswobodzony przez niego owad zabrzęczał wściekle i zawibrował, podejmując straczeńczą próbę wybicia szyby. Pacnięty łapą, zwalił się na parapet, skąd porwał go Fred i poniósł w pysku za kanapę. Za bratem szła, popiskując cichutko, Ginger.
Aż mi jej szkoda. Chciałbym mieć w mieszkaniu więcej much.






Comments