Fiasko akcji z suszonymi szprotkami ze sklepu zoologicznego (patrz: odcinek 12 Głupich zabaw) upewniło mnie, że potrzebuję czegoś znacznie bardziej spektakularnego, aby w nudnych okolicznościach 64-metrowego mieszkania rozkwitał instynkt łowiecki Gigi i Freda. Patrząc, jak przesypiają na kanapie najpiękniejsze lata swojego życia, doszedłem do wniosku, że sytuacja dojrzała do radykalnych działań. To już nie pora na półśrodki w rodzaju zataczającej się jak pijana Fredki na baterie (AA!) ani nakręcanej myszy z Pepco, która na pełnej sprężynie ledwie daje radę przebiec z pokoju do pokoju. Dlatego sprowadziłem sobie z Chin prawdziwą ładowaną USB „skaczącą pluszową rybę 3D”, która „wyglądem, kształtem i mechaniką działania imituje ruch prawdziwej ryby”. Oferta, którą Google Translator z entuzjazmem przetłumaczył na język polski, brzmiała tak atrakcyjnie i zaskakująco, że tylko głupi by nie uległ. Google do spółki z dystrybutorem zapewniali, że „projekt w kształcie ryby pochodzi z natury kotów, które mogą przyciągnąć uwagę kotów, aby pozwolić im spędzić na nim dużo czasu”, że „zabawki (...) mogą złagodzić nieszczęśliwy nastrój i uwolnić ciśnienie” oraz że „z drugiej strony może wyszkolić Twojego zwierzaka i zrobić to mądrzejszy”. Kropką nad „i” była informacja, że „biżuteria wykonana jest z wysokiej jakości materiałów, trwałych i niełatwo uszkodzonych”. Spojrzałem na moje koty, rozczulająco rozciągnięte na kocyku, i pomyślałem, że są warte, abyśmy mieli w domu taką biżuterię.
Od kilku dni razem ze „skaczącą pluszową rybą 3D” robimy co w naszej mocy, aby wyzwolić w moich kotach instynkt łowiecki. Ona faktycznie wygląda dość naturalistycznie a po dotknięciu przez kilkanaście sekund porusza ogonem jak żywa. Problem w tym, że ani Gigi, ani Fred nie chcą jej dotykać. Obchodzą ją dookoła. Demonstracyjnie ignorują. Traktują jak jeszcze jedną hałaśliwą wariatkę, którą niezrównoważony właściciel mieszkania wziął pod swój dach.
Wieszałem biżuterię na sznurku, wrzucałem trzepocącą ogonem do reklamówki, chowałem pod kocem i pod kołdrą, kładłem w wannie, podkładałem śpiącym – wszystko na nic. Nie wiem, o co chodzi. Może o ten plusz? Jeśli czyta to Sir David Attenborough albo przynajmniej ktoś, kto uważał na lekcjach przyrody, to proszę, niech napisze w komentarzach, czy koty z prawidłowo wykształconym instynktem łowieckim polują na pluszaki. Czy takie polowanie na pewno - mówiąc po chińsku - pochodzi z natury kotów? Bo boję się, że znów dałem się jak głupi złapać na marketingowy haczyk.
Comments